Czy Terry Gilliam nakręci apokaliptyczną komedię z Johnnym Deppem i Adamem Driverem?
- Nie wiem, czy ktokolwiek to sfinansuje - mówi Terry Gilliam o swoim najnowszym projekcie "Carnival at the End of Days". Gwiazdorska obsada kusi, ale sponsorzy wciąż nie zapewniają wystarczającego finansowania.
Czy doczekamy się Johnny'ego Deppa jako Diabła w filmie "Carnival at the End of Days" Terry'ego Gilliama?
Foto: Gennaro Leonardi Photos/Shutterstock
Johnny Depp, Jeff Bridges, Adam Driver, Jason Momoa, Asa Butterfield i Emma Laird: to planowana obsada najnowszego filmu Terry’ego Gilliama. Legendarny reżyser ma już gotowy scenariusz, ale nie ma szczęścia do finansów. Sam przyznaje, że jego projekt utkwił w kolejnym "development hell", co można by swobodnie przetłumaczyć jako "piekło przygotowań".
Apokaliptyczna wizja z gwiazdorską obsadą
"Carnival at the End of Days" jest zapowiadany jako czarna komedia o świecie na krawędzi apokalipsy. Johnny Depp miałby zagrać Szatana, Jeff Bridges Boga-naturę otoczonego animowanymi zwierzętami, natomiast Asa Butterfield i Emma Laird - Adama i Ewę.
Czyli klasyczny projekt w stylu Gilliama: wymykający się wszelkim standardom, szalony, nieokiełznany, niemal niemożliwy do realizacji. Inna sprawa, że on akurat nie zna słowa "niemożliwy", co już kilka razy z dobrym skutkiem udowodnił.
Niby wszystko jest, ale… pieniędzy brak
W lutym, podczas European Film Market w Berlinie, włoski producent Guglielmo Marchetti potwierdził, że finansowanie zostało zabezpieczone: planowano, że zdjęcia ruszą w kwietniu w Cinecittà, zapowiadano też zatrudnienie ekipy liczącej aż trzy tysiące osób. Jednak minął kwiecień, minął maj i czerwiec, a kamery wciąż nie ruszyły. - Chcę zrobić film apokaliptyczny, ale wszyscy są bardzo zajęci w Izraelu, w Iranie… I to jest problem - powiedział kilka dni temu Gilliam podczas festiwalu w Taorminie, gdzie odbierał nagrodę.
Być może dlatego prowadzi rozmowy z saudyjskimi inwestorami i zastanawia się nad przeniesieniem zdjęć do Arabii Saudyjskiej. Ale dopóki umowy nie zostaną podpisane, projekt "Carnival at the End of Days" pozostaje w zawieszeniu. A czas płynie…
Terry Gilliam: animator anarchista z "Latającego Cyrku Monty Pythona"
Był jedynym Amerykaninem w słynnym "Latającym Cyrku Monty Pythona", który przez 15 lat swoim anarchistycznym humorem bawił Wielką Brytanię i cały świat. W grupie odpowiadał za niezwykłe, absurdalne animacje, był też współreżyserem filmów "Monty Python i Święty Graal" (1975) oraz "Sens życia wg Monty Pythona" (1983).
Samodzielną karierę reżyserską zaczął kultowym już "Jabberwockym" (1977). Koniec lat 80. i lata 90. to czas, kiedy powstały najlepsze jego filmy: "Brazil" (1985) za którego scenariusz był nominowany do Oscara, bajkowe "Przygody barona Munchausena" (1988), poruszający "Fisher King" (1991), mocne "12 małp" (1995), wreszcie szalone, deliryczne "Las Vegas Parano" (1998) stworzyły swoisty kanon jego twórczości. Koniec wieku przyniósł załamanie i kolejne produkcje już nigdy nie osiągnęły wcześniejszego poziomu.
Czy "Carnival at the End of Days" ma szanse?
Styl Terry’ego Gilliama nie ułatwia mu realizacji jego projektów: wybuchowa i nieokiełznana mieszanka fantazji, czasami anarchizującego czarnego humoru błyskotliwych odniesień do klasyki w obecnych czasach jest trudna do sprzedaży mainstreamowej widowni. A to oznacza małą szansę na zyski. To z kolei oznacza poważne trudności ze znalezieniem inwestora, bądź grupy inwestorów, na tyle szalonego/szalonych, by pokrył/pokryli koszty produkcji.
Z drugiej jednak strony Gilliam jest znany z wytrwałości i nieustępliwości. Wygląda zresztą na to, że projekt "Carnival at the End of Days" balansuje na krawędzi i być może już niewiele brakuje, by potrzebne pieniądze się znalazły. Jednak na dzisiaj żaden termin zdjęć, ani tym bardziej termin premiery, nie są pewne.
Piotr Radecki/k